Artykuł Wojtka Grada o „cierpieniach młodego trenera”, który wcale nie jest taki młody, ale i tak cierpi, sile i odporności psychicznej (Mental Tougness), refleksjach dotyczących wpływu stylu prowokatywnego na efektywność warsztatów budowania odporności psychicznej. I o tym, dlaczego koń nie pije…
Jakiś czas temu przygotowałem program rozwoju siły i odporności psychicznej opierający się na metodologii brytyjskiej firmy AQR Ltd. Co więcej, wysłałem ten program do nich i dostałem od pozwolenie na to, aby pisać o tym programie, że jest przez AQR Ltd. aprobowany i polecany, jako wartościowy i spójny z metodologią, którą opracowali oraz ich podejściem do rozwoju osobistego.
Co to jest siła i odporność psychiczna?
Siła i odporność psychiczna (MT) to cecha, która umożliwia człowiekowi efektywne działanie w warunkach silnego stresu i dużej presji. Określa ona i w dużej mierze determinuje to, w jakim stopniu, w trudnych warunkach i sytuacjach, potrafimy, jako ludzie, wykorzystywać swój aktualny potencjał. Na ile czynniki wywołujące stres i presje pozwalają nam czerpać z zasobów, korzystać z mocnych stron, posługiwać się własnymi strategiami sukcesu lub zmieniać nieefektywne zachowania na te bardziej pożądane
Niepokój
Prowadząc warsztaty rozwoju siły i odporności psychicznej, przechodząc z uczestnikami poprzez wszystkie cztery C (Challenge, Commitment, Control, Confidence) z modelu, odnosiłem jednak wrażenie, że czegoś w tym wszystkim brakuje. Logicznie wszystko było dla większości zrozumiałe, jasne i oczywiste. Racjonalnie prawdziwe i wartościowe. Jednak patrząc na to co dziej się na sali szkoleniowej i później, poza nią, odczuwałem dysonans i niedosyt. Niedosyt efektywności moich działań. Wiedziałem, czułem i byłem przekonany, że mogą i powinni wziąć dla siebie więcej, zaangażować się bardziej.
I kto za to ponosi odpowiedzialność?
Trochę mnie kusiło, aby załatwić to jednym stwierdzeniem – Oni nie są na to gotowi, bo nie chcą, albo nie mają motywacji, aby wejść głębiej w to, co im przeszkadza. Wolą pozostać na powierzchni, niż zanurzyć się w rzeczywistych problemach, z którymi się borykają w życiu i pracy.
Szybko jednak odezwała się wewnętrzna superwizja.
Zaczęła wrzeszczeć:
– To nie z nimi jest coś nie tak, tylko ze sposobem, w jaki to robisz. Brakuje ci jakiegoś elementu, aby efekt był bardziej zbliżony do tego, co chciałeś osiągnąć.
Do tego dołączył się głos superwizji zewnętrznej:
– Wojtek, wszystko jest świetnie poukładane, masz to przemyślane, prowadzisz uczestników krok po kroku tam, gdzie chcesz ich zaprowadzić. Brakuje tylko jednego elementu. W imię czego oni mieliby to zrobić, tak bardzo głęboko, jak od nich oczekujesz? Co to w ogóle za pomysł, abyś to ty miał za Nich oczekiwania, co do głębokości procesu, w który oni powinni wejść? Kto o tym decyduje, jaka głębokość jest wystarczająca, a jaka najbardziej pożądana. Ty …? Chcesz ich rozwinąć, czy pozwolić im się rozwijać? Uzależniać od swojego wpływu, czy pozwolić im budować poczucie odpowiedzialności za jakość ich życia?
Dotarło!
Udałem się więc na poszukiwania brakującego elementu. Niczym klasyczny bohater Campbell’owskiego monomitu wyruszyłem w podróż. Opuściłem strefę komfortu, stanąłem przed różnymi i zadaniami i próbami. Przez niektóre musiałem przejść sam, w niektórych towarzyszyli mi wierni przyjaciel, kilku niewiernych straciłem. Spotykałem też ludzi tylko na chwilę, ale dzięki nim, temu co mi dawali, byłem bliżej celu. Niedawno wróciłem. Świat już nie jest taki sam, ja też. Wróciłem z pomysłem, a właściwie pomysłami. Podróż trwała niemal rok i głównie odbywała się, co najdziwniejsze, w mojej głowie.
Z czym wróciłem?
Z głębokim przekonaniem, że dla Uczestnika inna droga, niż ta wytyczona do tej pory, jest nie do pomyślenia, a w rzeczywistości ona jest nie do poczucia (nie można z braku wcześniejszego doświadczenia wykonać testu poprawności emocjonalnej zakładanego rezultatu).
A skoro jest nie do poczucia to całą racjonalność, logikę warsztatów mogę sobie w … wsadzić. To znaczy w buty, wyższy będę. Bo tu mam do czynienia z oporem emocjonalnym. A opór to reakcja klienta na przedstawione rozwiązanie, które nie jest odpowiednie dla jego świata uczuć i emocji.
Dopóki nie będzie więc gotów emocjonalnie do nowych rozwiązań, to ja sobie mogę wszelakie jasełka przed nim ćwiczyć, a efekty dla Niego będą płytkie.
Gdzie to znalazłem?
Głównie w prowokatywny podejściu do pracy trenera, coacha, życia i komunikacji z ludźmi. Dotarło do mnie, gdzie, w każdym z czterech C modelu MT, najpierw trzeba szukać bodźca, impulsu pozwalającego uczestnikowi zaangażować się w pełni w proces zmiany.
Wyzwania – Challenge
Jak człowiek może zmienić podejście do wyzwań, skoro nasza rzeczywistość, tak bardzo często, jawi się nam jako zmienna, niepewna, złożona i niejednoznaczna. Przecież to właśnie dlatego staramy się kształtować nasze życie tak, by było ono pewne i stabilne.
Unikamy zazwyczaj ryzykownych z tej perspektywy zachowań. Zmiana jest trudna, a zaangażowanie w nią poprzez zmienianie zachowań, nie daje żadnych gwarancji sukcesu.
A przecież rozwój osobisty to właśnie możliwość wypróbowywania nowych aspektów i możliwości drzemiących w osobowości, których do tej pory nie można było lub nie chciało się dostrzegać ze względu na pragnienie przewidywalności, ograniczenia wszechogarniającego chaosu, potrzebę stabilności, spójności i stabilizacji emocjonalnej.
Żeby jednak przyśpieszyć lub zmienić cokolwiek w życiu, musimy zakłócić istniejącą równowagę, a do tego potrzebna jest jakaś dodatkowa siła. Skąd ją wziąć? Skąd zaczerpnąć? Jak i gdzie znaleźć źródło tej siły, którą moglibyśmy wykorzystać do tego, aby mimo tej przebrzydłej chińskiej klątwy, pokonać osobistą bezwładność.
Kontrola – Control
Jak sprawić, żeby człowiek znalazł wewnątrzpsychiczne wzmocnienie tak, by przyjemność pokonania własnego lenia, powodowała radosne odczucie satysfakcjonującej kontroli nad własnym życiem.
Żeby budowała w nim ochotę przejmowania odpowiedzialności za własne działania. I to mimo tego, że prawdziwie świadome bycie odpowiedzialnym często bywa bolesne. Po prostu nie ma na kogo zwalić winy, za to co nam się w życiu przydarza.
Żeby mimo ewentualnego bólu, właśnie zadowolenie z tego, co osiąga, dzięki braniu odpowiedzialności, było dla niego nagrodą za wysiłek. I żeby ta nagroda stała się tak cenna, by stale chciał ją zdobywać?
Zaangażowanie – Commitment
To właśnie te wewnętrzne wzmacniacze, wewnętrzna motywacja przezwycięża dotychczasowe negatywne uczucie strachu, bezradności, niepowodzenia. Pozwala i pomaga być konsekwentnym i stale zaangażowanym.
My, dorośli, uważamy bardzo często, że jak nie jesteśmy w stanie zrobić czegoś od razu perfekcyjne, albo przynajmniej zadawalająco dobrze to nie jest to dla nas. Po pierwszym lub drugim niepowodzeniu porzucamy nowy sposób myślenia, zachowania, podejścia do problemu. Dewaluujemy sobie nowe pomysły, przestajemy być konsekwentni, przeramowujemy cele, porzucamy marzenia.
Wszak mamy stare nawyki, i doskonałą mądrość ludową: „starego psa nowych sztuczek się nie nauczy”. Sprawdzałem wielokrotnie. To nie prawda. Z tym, że „stary” pies, zanim zacznie się uczyć nowego zachowania, pokaże, w nadziei na nagrodę, wszystkie sztuczki, których nauczył się do tej pory. A zacznie od tych, które do tej pory wykonywał najczęściej. Bo tak jest łatwiej. Optymalnie. Nawykowo. Dopiero, gdy to nie okaże się z jego punktu widzenia efektywne, zacznie podążać za nowymi oczekiwaniami swojego „pana”.
A gdyby tak, tylko na chwilę, metaforycznie, postawić znak równości między reakcjami psa, a reakcjami naszej podświadomości na nowe oczekiwania swojego „pana”, to do jakich wniosków można by było dojść? Może na tym, nieracjonalnym poziomie, wcale się tak bardzo od braci mniejszych nie różnimy?
Pewność siebie – Confidence
Jak budować wiarę we własne umiejętności skoro nowy sposób myślenia i zachowania jest zanurzony w antycypowanych negatywnych emocjach takich jak lęk, czy niepokój, związanych z koniecznością, czy próbą nowego zachowania?
Tym bardziej jeszcze, że ostatnie badania pokazują, iż pewność siebie jest warunkowana genetycznie.
Jakie odpowiedzi znalazłem w podejściu prowokatywnym?
- Pozwolić człowiekowi odnaleźć zachęcającą do zmian siłę, jaką jest energia mentalna, która do tej pory służyła do wspierania i utrzymywania trudności.
- Uruchomić w nim tą energię do zmian, tak, by poczuł nieodpartą presję, by swoje objawy zamienić na mniej szkodliwe zachowania.
- Pozwolić mu budować odpowiedzialność za siebie w miejsce odczuwanego syndromu ofiary.
- Śmiech odpręża. Odprężenie osłabia emocjonalny ładunek objawu lub go likwiduje, a dotychczasowe szkodliwe myślenie, odczuwania i zachowania ulegają zachwianiu Dzięki temu szanse zyskują nowe sposoby zachowania i myślenia. Robi się przestrzeń do powstawania nowych nawyków myślowych w oparciu o nowe wzmocnienia emocjonalne.
- To, aby przełamać własne fiksacje, myśli, uczucia i wzorce zachowań, które odczuwamy jako należące do naszej osobowości, ale które stoją nam na drodze do tworzenia innej, nowej, lepszej jakości życia.
- Opierać się na możliwościach płynących z teraźniejszości i przyszłości oraz w tym, jak można podejść do sytuacji, w której ktoś utknął. Jak i gdzie znaleźć bodziec, aby ją zmienił.
Dlaczego koń nie pije?
Potwierdziło mi się coś, co wcześniej rozumiałem wyłącznie logicznie. Otóż można konia doprowadzić do wodopoju, ale nie można go zmusić, żeby się napił. To co ja mogę zrobić z perspektywy trenera lub coacha, to wyłącznie:
- rozpoznać przyczynę pragnienia
- następnie starać się tak z nią pracować, aby stała się ona dla uczestnika niepowstrzymanie silna.
- tak, by mimo tego, co się z nim działo do tej pory, nie tylko chciał się napić, ale żeby po prostu zaczął pić.
- to co zrobi, to zawsze jest jego decyzja i jego odpowiedzialność,
- a ja jestem wyłącznie katalizatorem.
Mogę być adwokatem diabła, który:
- z życzliwością oznaczająca konsekwentną wiarę w drzemiących w uczestniku umiejętnościach,
- z odprężającym humorem, stawia go w perspektywie wyzwań,
- zawsze z pełną akceptacją tego kim jest,
- ciekawością i uważnością skierowaną na jego źródła siły a nie deficyty.
- budując czasami karykaturę z trudności, lub
- absurdalnie przerysowując korzyści z tkwienia w aktualnych schematach, wzorcach i sposobach działań,
może jedynie doprowadzić do sytuacji, że uczestnik sam ten absurd dostrzega i zaczyna się z niego śmiać.
A skoro się śmieje, to właśnie przestał się bać. I tworzy sobie sam nowe obrazy związane z sytuacją, problemem, wyzwaniem, w które może wkomponować nowe zachowania, przekonania, wartości.
Zaczyna się proces, który nabiera własnej dynamiki. Zaczyna pić z tego wodopoju. Wszak sami sobie rzucamy kłody pod nogi i tylko sami możemy je stamtąd zabrać. Po to, byśmy mogli pokonać własne fiksacje dotyczące określonych aspektów swojej osobowości, które budują w nas przekonanie, że aspekty te są nieodłącznymi i centralnymi częściami naszej tożsamości i osobowości.
I mimo silnego lęku, spowodowanego tym, że rozmywanie się tej zasadniczej istoty naszej tożsamości wzbudza niepewność, cały czas szukać nowych, lepszych, zachowań opartych na teraźniejszości i przyszłości. Być konsekwentnym w odpowiedzialności.
Zakończenie
W tej chwili prowadzone przeze mnie warsztaty wyglądają inaczej. Nie tylko te z siły i odporności psychicznej.
Zyskałem.
Uświadomiłem sobie, poprzez doświadczanie granic własnej spójności, granice mojego wpływu i odpowiedzialności. Zrozumiałem też, na swój własny, jakże ograniczony sposób, czym jest wolna wola i do czego służy. Ale to już całkiem inna historia …
Wojtek Grad
licencjonowany przez AQR Ltd. trener z uprawnieniami do prowadzenia warsztatów licencyjnych z narzędzia i metodologii MTQ48. Pasjonat prowokatywności. Uczestniczył w warsztatach Myślenia prowokatywnego (JOiNO), Coachingu Prowokatywnego (Jaap Hollander)