– Czym jest prowokatywność?
– Prowokatywność to budzenie w ludziach odwagi do bycia prawdziwym.
Wyprowadza ludzi poza utarte schematy myślenia, działania, reakcji i wpuszcza ich w nowe, niezbadane. Jest też krzywym zwierciadłem – pozwala zobaczyć siebie i problemy, z jakimi się mierzysz w zupełnie innej perspektywie, często dużo szerszej, bo efektem ubocznym kontaktu z metodą prowokatywną jest większa świadomość zarówno tego, co nas otacza, jak i tego, co kryjemy w środku.
– No tak, ale temu samemu służą teoretycznie klasyczne narzędzia coachingowe. Czym tam metoda różni się pozostałych, bardziej tradycyjnych?
– Różnica polega na szybkości interwencji a także na sile odczuć, jakie towarzyszą sesji. Tradycyjny coaching nie wywołuje zwykle tak szybko i tak intensywnie tak wielu skrajnych nieraz emocji .
Z sesjami o klasycznym przebiegu człowiek stopniowo się oswaja – z czasem jest mu czasami coraz łatwiej „ślizgać się” na lewo i prawo, pływać od tematu do tematu, wyprowadzać na manowce i coacha i samego siebie. Łatwiej jest się schować. Gdyby jednak nie wiedział, co się za chwilę wydarzy, nie miałby czasu na to, by się ukryć, albo opracować plan ucieczki.
W tradycyjnym coachingu klient mówi o tym jak by w danej sytuacji zareagował, albo jak by chciał zareagować. Metoda prowokatywna, dla odmiany, zmusza go do szybkiej reakcji – nie mówi co by zrobił, tylko robi to, nie rozwleka się nad decyzją, tylko podejmuje ją. Tu i teraz.
Niezależnie od tego czy stosujemy klasyczne czy prowokatywne podejście najważniejszy jest CZŁOWIEK i dobór metod lub elementów metod, czy też narzędzi pod niego i dla niego najlepszych.
TO SIEDZI JAK ZADRA I ZMUSZA DO REFLEKSJI
– Jak to możliwe, że coaching prowokatywny daje tak błyskawiczne efekty?
– Prowokatywność inicjuje szybkie i głębokie spotkanie z samym sobą.
Na wstępie zmusza nas do zdjęcia strojów i masek, jakie nosimy na co dzień z racji funkcji społecznych, potem funduje porządny demakijaż z codziennych warstw pudru, różu i tak obnażonych wpuszcza nas do komnaty krzywych zwierciadeł. Sztuczność bardzo prędko znika, bo nie tam na nią miejsca.
Jest to metoda zdecydowanie mniej wygodna dla drugiej strony, bo takiej wizyty w komnacie luster szybko się nie zapomina. W tradycyjnym coachingu możemy sobie gadać do woli i nic wielkiego nie musi z tego wyniknąć. Obok krzywego zwierciadła trudniej jest przejść obojętnie, obraz odbicia zachodzi w pamięć, bo to niecodzienny widok, a wspomnienie siedzi w człowieku jak zadra i zmusza do refleksji .
– Do jakich refleksji może skłonić spojrzenie w krzywe zwierciadło?
– Ludzie często nie potrafią nazwać swoich potrzeb a praca prowokatywna im to ułatwia. Spojrzenie na siebie przez krzywe zwierciadło, przerysowanie problemu, przerysowanie swojego wpływu na innych poprzez ten problem powoduje, że człowiek łapie większy dystans do siebie.
Z większego dystansu widać większy obraz całej sytuacji. W efekcie ludzie odnajdują zakamarki, do których wcześniej nie zaglądali, a w nich rozwiązania, które jeszcze do niedawna zdawały się być niedostępne.
– Czyli pozwala odnaleźć w sobie nowe źródła zasobów?
– Tak. Chociaż czyni to wiele innych metod, w tym także klasycznych. Natomiast należy tu pamiętać że prowokatywność z jednej strony pomaga odnaleźć zasoby, a z drugiej zmusza do skończenia z generalizowaniem i przejścia do konkretów. Bo samo narzędzie prowokatywne jest próbą zgeneralizowania i przerysowania jeszcze bardziej wszystkiego co robimy. Rozdmuchujemy więc do granic absurdu balon, w którym znajduje się problem, dopóki balon nie pęknie i nie wyłoni się z niego konkret. A z konkretami pracuje się już o wiele prościej i rzeczywiście można znaleźć zasoby, których wydawało się, że już od dawna nie ma, bo sytuacja była z pozoru bez wyjścia… A jednak! Chyba właśnie dlatego wielu coachów stosujących metody albo elementy prowokatywne mówi że połączenie narzędzi prowokatywnych z klasycznymi daje niebywałe rezultaty.
ONI MAJĄ BRAĆ ODPOWIEDZIALNOŚĆ, BO TO JEST ICH ROBOTA
– No dobrze, ale czy przerysowywanie czyjegoś problemu nie zostanie odebrane przez tę osobę negatywnie?
– Aby móc pracować prowokatywnie, muszę sobie odpowiedzieć na pytanie w jakim celu naciskam i przerysowuję. Nie próbuję nikogo nakłaniać do konkretnych zachowań, to naturalnie zbudzi opór i zostanie odebrane negatywnie, jako zwykła prowokacja a nie prowokatywność. Naciskam po to, aby uzmysłowić człowiekowi pewien mechanizm, nakłonić go do refleksji i szybkiego podjęcia własnej decyzji. Zmusza to ludzi do brania odpowiedzialności za to co robią.
Jako menadżer wciąż mam pokusę by pomagać innym, podpowiadać. Mam jednak świadomość, że jak im podpowiem, to zdejmę z nich odpowiedzialność. To cudowne narzędzie do uczenia menadżerów by nie brali na siebie odpowiedzialności innych, by im jej nie odbierali – o jest właściwsze słowo. Oni mają brać odpowiedzialność, bo to jest ich robota, ale nie powinni odbierać jej innym.
– Czyli narzędzia prowokatywne przydają się też w zarządzaniu.
– Tak, stosując je możemy nauczyć ludzi podejmować decyzje dużo szybciej i brać za nie odpowiedzialność. Na pewno znajdą się tacy, którym to nie będzie pasowało. Może nawet odejdą z zespołu… ale ci, którzy zostaną, będą mieć o wiele większy dystans do siebie oraz większą umiejętność nazywania i rozwiązywania problemów – zarówno tych dotyczących całego zespołu, jak i własnych. Kiedy już uda nam się wyczyścić relacje i nauczyć ludzi skutecznie komunikować swoje potrzeby, pojawi się miejsce na współpracę, a bez niej przecież nie ma mowy o istnieniu zespołu.
/ Korekta redakcyjna: Paulina Konstancja, rozmawiali: Joanna Czarnecka i Norbert Grzybek provocare.pl /