„Drogi panie Onufry, od jakiegoś czasu męczę się w swojej pracy. W firmie jest coraz gorzej, wymagają wciąż więcej i więcej, atmosfera już nie taka sama, wciąż jakieś zmiany, od dwóch lat brak podwyżek, każdego dnia zmuszam się aby tam iść. Co robić?”
Zmień pracę.
„Łatwo Panu mówić. Ciężko teraz o dobre stanowisko. Wszyscy mają takie wysokie wymagania, gorsze pieniądze na start, środowisko trzeba będzie poznać.A co jak się nie odnajdę? Albo będzie jeszcze gorzej? To miejsce przynajmniej znam. Wiem, czego się spodziewać. A ja mam kredyt na głowie, dzieci na utrzymaniu.”
W takim razie nie zmieniaj pracy.
„Oj, nic pan nie rozumie. Ja wiem, że muszę zmienić tę pracę. Tu jest coraz gorzej. Wypalam się. Zacząłem wysyłać nawet CV, ale żadnej odpowiedzi. Bez znajomości dzisiaj się nie da”
Nie przejmuj się, znam osoby które mówią o zmianie pracy od kilku lat z różnym natężeniem. Głównie mówią. Wypalone były już w 2008 roku. Dzisiaj też są, ale ponieważ firma wciąż płaci, „aktywnie czekają”. Głównie na to, kiedy firma za nich podejmie decyzję. A ta (głupia) nie chce. I jakoś to się toczy. Od 8 lat kręcą się w kółko, o rozwoju trudno mówić. Ale przynajmniej pozornie jest bezpiecznie. Pozory to ważna rzecz.
Są tacy, którzy zaakceptowali prawa, jakimi rządzi się ich korporacja. Robią z punktu A do punktu B, tak jak im się każe. Przyzwyczaili się.
Są tacy, którzy tego nie zaakceptowali, ale nie chcą też odejść. Stękają, narzekają, protestują. Najczęściej nieproduktywnie. Firma (szef) ze zrozumieniem kiwa głową i robi (każe robić) swoje. Dopóki praca idzie, nie opłaca im się reagować, jak nie idzie – zawsze mogą zwolnić.
Są tacy, którzy decyzję o zmianie firmy podjęli sami. Część znalazła dobrą pracę od razu. Część po jakimś czasie, część wciąż szuka.
Są też tacy…
Mógłbym długo wymieniać, ale po co? Ty jesteś inny. Nie zgadzasz się na bieżący stan rzeczy. Chcesz zmienić firmę. Tylko na rynku nie ma wystarczająco pewnych, bezpiecznych rozwiązań. Takich, które gwarantowałyby utrzymanie statusu życiowego i komfort pracy. Co to za rynek! Świat idzie na psy. Może jak poczekasz jeszcze trochę, łowcy talentów wymyślą metodę, jak odnaleźć Twój coraz głębiej ukrywany (bo przecież dla tej firmy już nie warto go pokazywać) potencjał. Przecież powinni się domyśleć.
Swoją drogą, ciekawe co by się stało, gdybyś cały czas, który dzisiaj tracisz na gadanie, poświęcił na jedno z poniższych rozwiązań:
Włóż wysiłek, aby wyróżnić się wewnątrz aktualnej organizacji. Nawet jeżeli na to nie zasługuje. Może przy okazji zmienisz ją na tyle, że przestanie być tak źle?
Przyglądaj się zmianom na rynku. Z punktu widzenia klienta, firmy, technologii. Zmieniaj swoją pracę tak, aby je wyprzedzić. Nawet jak tego nie oczekują, jak za to nie płacą. Niezależnie od tego, czy Cię docenią czy nie, Twoja atrakcyjność dla innych wzrośnie.
Przyjrzyj się kliku innym organizacjom i wybierz max. 3 najbardziej atrakcyjne dla Ciebie. Dowiedz się, jak wygląda praca na interesujących Cię stanowiskach. Jak może wyglądać w najbliższym czasie. Rozmawiaj z ludźmi, którzy tam pracują. Kręć się w pobliżu. Składaj papiery tylko tam, pokazując swoje zaangażowanie (a nie tylko pisząc o nim).
Tak, wiem, wszystkie te opcje wymagają wysiłku, a ty już jesteś zmęczony. Więc mam jeszcze jedną propozycję:
Pokazuj, jak jesteś wypalony. Wykonuj swoją pracę z mniejszym zaangażowaniem, tak aby widzieli, jak Ci źle. Dużo narzekaj. Nie wprowadzaj zmian. Nie ryzykuj. Czekaj. Po prostu czekaj. Z pewnością ktoś to doceni. Znane są takie przypadki w historii…
PS: Co tydzień opowiadaj przynajmniej 15 nowopoznanym osobom, jak Ci źle w tym miejscu. Ze szczegółami: jak to kiedyś Ci się chciało, a dzisiaj już nie (wiesz, że mogłoby Ci się zachcieć, ale to otoczenie…). Jak to firma schodzi na psy. Jak to jest coraz gorzej dookoła, a Ty chciałbyś, żeby było po staremu. Opowiadaj i przyglądaj się, co się będzie działo.